Pogadanka o 65. rocznicy walk pod Monte Cassino
Bitwa, która okryła chwałą żołnierza polskiego
Przed kilkoma dniami minęła 65. rocznica zwycięskiej bitwy o Monte Cassino 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Władysława Andersa.
18 maja 1944 r. o godz. 9.30 do opuszczonych przez Niemców ruin klasztoru wkroczył patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela, a żołnierz tego patrolu, wilnianin Leon Sudnik-Hrynkiewicz zawiesił proporczyk pułkowy. Niezadługo na ruinach klasztoru załopotała biało-czerwona flaga.
Zwycięskie natarcie
Zanim do tego doszło, trzykrotnie dywizje amerykańskie, brytyjskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, hinduskie i francuskie próbowały (bezskutecznie) zdobyć masyw Monte Cassino wraz ze średniowiecznym klasztorem benedyktynów, które stanowiły najmocniejszy sektor obrony tzw. Linii Gustawa, zagradzającej drogę aliantom na Rzym. Niestety, owe natarcia zakończyły się niepowodzeniem. Dopiero czwarte natarcie, które się rozpoczęło 11 maja 1944 r. z udziałem 2 Korpusu Polskiego, któremu przypadło najtrudniejsze zadanie: przerwanie niemieckich pozycji w rejonie masywu Monte Cassino, zdobycie klasztoru i miejscowości Piedimonte, zakończyło się zwycięstwem i otworzyło drogę aliantom na Rzym. Przeciwnikiem Polaków były doborowe jednostki niemieckie: 1 Dywizja Spadochronowa i 4 batalion wysokogórski. Zdobycie masywu Monte Cassino, 2 Korpus Polski okupił wielkimi stratami – zginęło 924 żołnierzy, 2930 zostało rannych, a 345 zostało zaginionych. O tej bitwie, która okryła chwałą żołnierza polskiego, o wilnianach i innych mieszkańcach b. Kresów wschodnich walczących o Monte Cassino przed 65 laty, o ich dowódcy, generale W. Andersie 16 maja w księgarni „Elephas” opowiadał publicysta, redaktor „Magazynu Kombatanckiego” radia „Znad Wilii” Jerzy Surwiło.
Awans na generała – z rąk Marszałka
Swoistym wstępem do pogadanki był wiersz Henryka Porębskiego „Do Wilna”, zarecytowany przez wilniankę Halinę Wiszniewską w nawiązaniu do rocznicy śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Mówiąc o dowódcy 2 Korpusu Polskiego generale W. Andersie, Surwiło też nawiązał do postaci Marszałka wspominając fragment z autorskiej książki „Spacerkiem z Marszałkiem po Żmudzi, Wilnie i Wileńszczyźnie. Zdarzenia, fakty, anegdoty”, gdzie pisze o prowadzonych grach wojennych przez Piłsudskiego z dowódcami garnizonu wileńskiego. Gry wojenne były, praktycznie rzecz biorąc, egzaminami dla pułkowników, miały dopomóc Marszałkowi, w decyzji którego z nich mianować generałem. Podczas jednej z nich w lipcu 1933 r. wyróżnił m. in. pułkownika Władysława Andersa, awansował go na generała i nie omylił się.
- Wilno dało generała Andersa, dowódcy 2 Korpusu Polskiego. Czas o tym mówić już w skali europejskiej i światowej – stwierdził J. Surwiło.
Znikoma wiedza
Jego zdaniem, wiedza o bitwie pod Monte Cassino jest znikoma, a nawet zniekształcana. Na potwierdzenie tego przytoczył usłyszaną relację pewnej Polki z Litwy, która była na wycieczce we Włoszech. Przewodniczka mówiła o generale Andersie, że był głupim, że nikt mu nie zezwolił szturmować masyw Monte Cassino, samowolnie rozpoczął natarcie i poniósł ogromne straty. Taka informacja i dezinformacja dociera i do Litwinów, i do Polaków.
Mówca stwierdził też, że większość młodzieży z polskich szkół na Wileńszczyźnie nie wie o bitwie o Monte Cassino. A poruszając wśród nich ten temat sugerował, że trzeba mówić w sposób popularny przytaczając ciekawe fakty, anegdotę, np. o niedźwiedziu Wojtku, który podnosił pociski artylerzystom do dział podczas bitwy.
Sercem w Wilnie
Wspominając o żołnierzach 2 Korpusu Polskiego Surwiło zaznaczył, że byli to ludzie różnych narodowości: Polacy, Białorusini, Tatarzy, Karaimi, Ukraińcy. Przeszli oni gehennę zesłań i łagrów sowieckich. Wymienił tu Karaima z rej. trockiego Łopatę, Tatara Jakubowskiego, oficera Polaka Wacława Feliksa Jałowika urodzonego w Zarzeczanach, więźnia łagrów, zmarłego w Londynie w 1993 r. Na pomniku jego rodziców znalazł się taki symboliczny i wielce wymowny napis: „Prochy w Warszawie, serce w Wilnie”.
W 2 Korpusie Polskim walczyła grupa Litwinów, która zanim przeszła na stronę aliantów, walczyła w Wehrmachcie w Jugosławii.
W poszukiwaniu śladów
Publicysta nie omieszkał opowiedzieć o poszukiwaniach śladów żołnierzy 2 Korpusu Polskiego wraz z Bogumiłem Stolarczykiem, członkiem Klubu Żołnierzy AK. Czynili starania celem ustalenia losów jego ojca, wilnianina, dzieciństwo którego minęło na Łosiówce i który zaginął bez śladu. Po długich i uporczywych poszukiwaniach odnaleziono jego grób - spoczywa na jednym z cmentarzy pod Londynem.
Szukając śladów Jonasa Lankelisa, Litwina, Surwiło miał szczęście natrafić na p. Vilię Blażyte, absolwentkę wileńskiej Szkoły Średniej im. S. Neris, studiującą na uniwersytecie w Cassino, która przyjeżdżając do Wilna przywiozła mu kserokopię listu z nazwiskami i imionami spoczywających na cmentarzu w Monte Cassino żołnierzy 2 Korpusu. Blażyte nakręciła też film w języku włoskim o losie żołnierzy, walczących o Monte Cassino, w tym o losie Jonasa Lankelisa.
Niewygodny temat
Temat bitwy o Monte Cassino daje dużo do myślenia i może nie jest on wygodny niektórym..., bo to była faktycznie walka o granice II Rzeczypospolitej. Żołnierze walcząc myśleli, że wrócą do swojej ojczyzny – Wilna, Lwowa, rodzinnych wsi. Ponad 70 procent żołnierzy II Korpusu stanowili kresowiacy. Niestety, w wyniku zdrady aliantów, 2 Korpus Polski wkrótce po wojnie został rozwiązany. Naszych kresowiaków sprzedali nasi sojusznicy i to nie pierwszy raz, wykorzystując krew polskiego żołnierza. ...Niewygodni byliśmy... – snuł refleksje Surwiło.
„Prekratit piet etu pieśniu”
Autor pogawędki nie pominął też tematu popularnej piosenki „Czerwone maki na Monte Cassino”. Opowiedział o pewnym incydencie wkrótce po wojnie, który zdarzył się w kawiarni Rudnickiego. Siedziało tam kilku rodaków i cicho śpiewało piosenkę o czerwonych makach na Monte Cassino. Był tam też pijany oficer sowiecki, który, gdy usłyszał tę piosenkę, wstał i zaczął wrzeszczeć: „Prekratit piet etu pieśniu”. Śpiewający nie zważali na jego groźby. Wówczas wybrał pistolet i wrzasnął: „Prekratit, budu streliat, pojtie pieśniu o Katiusze”. Nie w smak była piosenka, sławiąca żołnierzy armii Andersa sowietom, jak i ich namiestnikom w ówczesnej Polsce. Generała Andersa przedstawiano jako agenta imperialistów amerykańskich.
Piosenkę „Czerwone maki na Monte Cassino” Surwiło znał od dzieciństwa: w domu rodzinnym śpiewano ją. Nie we wszystkich polskich rodzinach tak było...
Autor pogawędki wyraził nadzieję, że uda się upamiętnić żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, walczących o Monte Cassino, a pochodzących z Wilna i Wileńszczyzny, umieszczając w kościele św. Rafała tablicę pamiątkową, tak jak udało się upamiętnić wileńskich katyńczyków. Zaprosił też obecnych na spotkaniu na Mszę św. w intencji żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, uczestników zwycięskiej bitwy o Monte Cassino, która się odbędzie 24 maja, w niedzielę o godz 13, w wileńskim kościele św. Rafała i, jak zaznaczył, po raz pierwszy w takiej intencji.
Zawiózł pomnik na grób ojca
Wśród przybyłych na spotkanie byli wilnianie w podeszłym wieku: Wojciech Rogowski i Bernard Kolant, ojciec którego, też Bernard Kolant, był żołnierzem 2 Korpusu, walczył w bitwie o Monte Cassino w szeregach 5 Kresowej Dywizji Piechoty. Po wojnie znalazł się w Wielkiej Brytanii. Zmarł w 1948 r. i został pochowany na cmentarzu w miejscowości Guilford.
Syn prawie 60 lat nic nie wiedział o losie ojca. Słyszał tylko, że był on w armii Andersa. Nawiązał więc kontakt ze Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów w W. Brytanii. W 1997 r. otrzymał list od Stowarzyszenia informujący, że jego ojciec Bernard Kolant służył w 5 Kresowej Dywizji Piechoty, miał odznaczenia polskie i brytyjskie, zmarł w 1948 r., jego grób znajduje się na cmentarzu w miejscowości Guilford – 100 km od Londynu. Gdy otrzymał zdjęcie był zszokowany: grób zarośnięty i mało widoczny. Po bezowocnych staraniach o godne upamiętnienie miejsca spoczynku ojca postanowił sam zawieźć pomnik do W. Brytanii. Po perypetiach na granicy i podróży przez całą Europę autokarem, dotarł do celu i ustawił pomnik z wizerunkiem MB Ostrobramskiej na mogile ojca, sierżanta Bernarda Kolanta. Godny uznania czyn dobiegającego osiemdziesiątki syna, który nie szczędząc sił i pokonując wszelkie trudności, upamiętnił swego ojca, jednego z tych, którzy walczyli w krwawej bitwie o Monte Cassino.
Jan Lewicki
Na zdjęciach: widok na cmentarz i klasztor Monte Cassino; Jerzy Surwiło z Bernardem Kolantem
Fot. T. Worobiej i autor