Ze studentem za pan brat, czyli życie studenckie od podszewki (II)

Dajcie nam chleba i igrzysk!

Życie studenckie od zawsze fascynowało młodych. Ale jakie jest naprawdę wiedzą tylko byli i obecni studenci. To trzeba przeżyć – mówią. Czy naprawdę jest takie niepowtarzalne, wyjątkowe i kręci się wyłącznie wokół klubów i imprez akademickich... Przecież każda sprawa ma dwie strony medalu, dlaczego więc mówiąc o studentach zawsze ograniczamy się do jednej? Czyżby była ciekawsza? Oto obraz życia studenckiego widziany oczami studenta międzynarodowego.

Wyższe uczelnie, kojarzą się z tłumem, bliżej nie scharakteryzowaną masą ludzi przewijającą się po korytarzach uniwersytetów. Co dzień to inne twarze, gdyż ze znanymi widujemy się tylko na zajęciach. Każdego cechuje anonimowość. Godziny wykładów dłużą się niemiłosiernie, a my myślimy tylko o jednym - kiedy to się skończy. Myślami jesteśmy już w akademiku, w mieszkaniu, a nie mogąc doczekać się wieczoru wymyślamy sobie zajęcia. Po wykładach jeszcze krótka wizyta w uniwersyteckiej bibliotece i wreszcie poczucie długo oczekiwanej wolności wieczornej.

Znamy się tylko z widzenia, a jedno o drugim nic nie wie... – te słowa znanej polskiej piosenki zespołu „Trubadurzy” znakomicie odzwierciedlają rzeczywistość znajomości studenckich. O drugiej osobie wiemy, tylko to, co chce nam powiedzieć, a więc bardzo niewiele. Rzecz w tym, że to nikomu nie przeszkadza. Odpowiedzi na pytanie: „What’s your name? Where are you from? Haw are you?” itp. można wyuczyć się na pamięć powtarzając je każdorazowo nowo spotkanej osobie. I tyle - co o sobie wiemy. Choć „wiemy” to chyba zbyt mocne słowa, biorąc pod uwagę fakt ulotności tych wiadomości, bardziej pasowałoby stwierdzenie: dowiadujemy się i zapominamy.

Na imprezy chodzi się w grupach, często są to grupy, które łączy narodowość, owe grupy spotykają się i łączą tworząc paczki, które wspólnie się bawią. Tak mijają dnie i tygodnie. Schemat: w dzień uczelnia, w nocy zabawa, powtarza się w sumie każdego dnia. Młodzi ludzie traktują program Erasmus jako odskocznię od rzeczywistości, wspaniałą zabawę, którą trzeba wykorzystać do oporu. Chwila nie wykorzystana, to chwila stracona – mówi wielu z nich. Carpe diem - znana myśl z poezji Horacego stała się ich życiową dewizą.

Bardziej zaangażowane rozmowy dotyczą spraw codziennych, choć zdarza się, że ludzie się w sobie zakochują i tak tworzą się historie miłosne rodem z amerykańskich romansów. Historie bez przyszłości. I znowu rodzi się pytanie: czy to komuś przeszkadza? Nie, o ile dwie strony myślą tak samo, w gorszym wypadku w grudniu zacznie się myślenie, co zrobić aby być razem. Takie przypadki też się zdarzają, bo przygody nie zawsze kończą się rozstaniem.

Wilno jest doskonałym przykładem stolicy europejskiej otwartej na ludzi różnych narodowości. Tu każdy czuje się dobrze, szybko się aklimatyzuje, a szczególna atmosfera fascynuje i wciąga człowieka bez reszty. To wspaniale, jak ludzie z różnych zakątków świata wsiadają w pociąg, autobus i razem przemierzają Litwę w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Często w ogóle się nie znają, ich znajomość ogranicza się do wcześniej wspomnianych pytań podstawowych a mimo to czują się dobrze w swoim towarzystwie, razem posilają się, zwiedzają, robią zdjęcia. Wszyscy są serdeczni i otwarci na nowe znajomości. Czy tak by było, gdyby znali się dłużej? Na to pytanie nie znam odpowiedzi.

Jedno jest pewne: program Erasmus daje młodym wiele możliwości, pozwala się rozwijać poprzez zetknięcie się z coraz to nowymi sytuacjami. Dla wielu to szkoła życia. Dostając niewielką ilość pieniędzy z Unii Europejskiej muszą nauczyć się nimi odpowiednio gospodarować, gdyż nie zawsze mają dodatkowe źródła dochodów. Chociaż z drugiej strony - nie ma się co oszukiwać, pieniądze wydaje się garściami, taka jest cena studenckiego życia pełnego zabawy. Wszystko kosztuje, a studenci często stawiają potrzeby nad możliwości. W końcu zawsze można zadzwonić do rodziców i poprosić o pomoc, bo któryż to rodzic odmówi dziecku pieniędzy jeśli są mu potrzebne. I tu rodzi się kolejne już pytanie: kim tak naprawdę są studenci? Czy to już dorośli ludzie czy może jeszcze dzieci? Ta kwestia jest jak studnia bez dna, bo przecież kto przyzna się, że nie umie być asertywny, że potrafi odmawiać w sytuacjach, kiedy coś jest sprzeczne z jego wewnętrznym „ja”. Życie toczy się szybko, dni mijają, wielu z nich w ogóle nie myśli o jutrze, bo przecież: „Jutro to dziś - tyle że jutro”, jak twierdzi Sławomir Mrożek.

Teraz troszkę z innej strony, dotyczącej kwestii opieki jaką objął nas - studentów międzynarodowych – Uniwersytet Wileński, który dba o nas i od samego początku zapewnia wiele ciekawych atrakcji. Jak tradycja każe, wszyscy powitaliśmy nowy rok akademicki na uroczystym otwarciu, które odbyło się 1 września na dziedzińcu uniwersytetu, po czym po południu mieliśmy okazję uczestniczyć w paradzie studenckiej. Setki osób przemierzyło trasę od alei Giedymino przez Plac Katedralny aż do uniwersytetu. W pierwszy weekend września, w celu lepszego poznania się studentów międzynarodowych zorganizowano Dish Party. Co tu dużo mówić, impreza była przednia. Każdy kraj miał swój kawałek przestrzeni stołu, którą zobowiązany był zagospodarować potrawami narodowymi. Trunki i posiłki były bardzo zróżnicowane - od pospolitych po bardziej wyszukane. Zasób napojów również nie pozostawał w tyle.

Wszyscy bawili się świetnie, w końcu była to pierwsza okazja do bliższego poznania się w nowym gronie. W rozmowach przeważał oczywiście język angielski, nieco kulejący, ale większych problemów nie było. Gorzej mieli ci, którzy z angielskim są na bakier, ale i oni dali sobie radę, bo skoro angielskiego nie umieli, to znali niemiecki i problem się rozwiązywał. Rzecz jasna, studentów mówiących po niemiecku jest zdecydowana mniejszość, są to głównie studenci z Niemiec i Austrii, ale ludzie wzajemnie sobie pomagają, no i zawsze można porozumieć się na migi. Potem przeżyliśmy jeszcze gry orientacyjne po mieście, mające na celu zapoznanie nas z przestrzenią miejską Wilna, ułatwiająca nam poruszanie się. Konkurencje były czasem zaskakujące, aczkolwiek bardzo życiowe, z czego najbardziej podobała się wszystkim ta, polegająca na sprawdzeniu naszej sprawności i siły w trzymaniu kufli z piwem.

Tak od 1 września trwamy wytrwale poznając życie studenckie od strony bardziej rozrywkowej. Nikt nie narzeka, wręcz przeciwnie - wszyscy są niebywale zadowoleni, aż chciałoby się wykrzyczeć: „Dajcie nam chleba i igrzysk!”.

Monika Biskupska

Na zdjęciu: jedna z imprez w klubie Prospekto; studenci z Polski, Austrii, Węgier i Francji

<<<Wstecz