28 września br. do chwały ołtarzy został wyniesiony ksiądz Michał Sopoćko, kapłan, przez długi okres szerzący kult Miłosierdzia Bożego. Pochodził z Wileńszczyzny i przez szereg lat był związany z Wilnem. 1 listopada przypada 120. rocznica Jego urodzin. Chcąc przybliżyć naszym Czytelnikom bogaty życiorys Błogosławionego publikujemy w odcinkach materiał, przygotowany przez Alwidę Antoninę Bajor.
Droga do świętości bł. księdza Michała Sopoćki
„Chciałbym, aby każda z Was została świetą nie według jednego szablonu, ale każda indywidualnie według swoich wrodzonych i nabytych dyspozycji dodatnich i łask Bożych, których Najmiłosierniejszy Zbawiciel obficie udziela każdej stosownie do potrzeb duszy. O to się modlę w każdej Mszy św. za każdą pojedynczo, które znam i których może jeszcze nie znam i za wszystkie razem (...)” – pisał w 1947 roku ksiądz Michał Sopoćko do swych duchowych córek z zawiązanego Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, którego został założycielem. Nawet w najśmielszych myślach nie mógł naonczas przypuszczać, że sam zostanie w przyszłości w gronie błogosławionych „nie według jednego szablonu”. Był duszpasterzem wielkiego formatu. Za największe osiągnięcie jego życia należy uznać dzieło apostolstwa Miłosierdzia Bożego.
„Weź Krzyż mój i idź za Mną!”
Michał Sopoćko urodził się w Dniu Wszystkich Świętych – 1 listopada 1888 r. w Juszewszczyźnie (zwanej także Nowosadami), w folwarku dzierżawionym przez jego ojca, położonym w powiecie oszmiańskim, na pograniczu województw wileńskiego i mińskiego. Przyszedł na świat w rodzinie szlacheckiej, głęboko religijnej, kultywującej narodowe tradycje. Był najmłodszym z rodzeństwa (miał brata Piotra, siostrę Zofię oraz przyrodniego brata Ignacego). Uczęszczał do szkoły cerkiewnej w pobliskim Wołożynie, potem do Szkoły Ludowej w Zabrzeziu, a następnie do Szkoły Miejskiej w Oszmianie. Uczył się dobrze, był, jak będzie potem wspominał „pierwszym uczniem” w szkole. Pierwszym, ale przez nauczycieli i wychowawców nielubianym, bowiem otwarcie, ostro występował przeciwko polityce oświatowej caratu dyskryminującej katolicyzm i polskość. Od tamtej pory zasłynie jako „polskij buntowszczyk”. (Szczególnym terenem rusyfikacyjnych i antykatolickich działań carskiego reżimu było szkolnictwo).
W 1910 roku Michał wstąpił do Seminarium Duchownego w Wilnie, co już od dziecka było jego największym marzeniem. Ale rok ten był dla niego równocześnie ciężkim doświadczeniem, bowiem w tym czasie poważnie zachorowała jego matka; jej śmierć przeżył bardzo boleśnie.
Nauka w seminarium nie sprawiała mu kłopotu, gdyby nie zły stan zdrowia. Nękały go powtarzające się bóle głowy, szum w uszach, prowadzące niejednokrotnie do stanów zamroczenia. Jako że stolica biskupia w Wilnie naonczas wakowała (w roku 1907 władze carskie nakazały biskupowi E. Roppowi opuścić Wilno), Michał wraz z innymi kandydatami do święceń subdiakonatu udał się do Kowna. Dzień ten i towarzyszące mu wydarzenie zapamięta do końca życia.
Do Kowna jechał z wewnętrzną walką i wahaniami, uważał, że nie jest jeszcze gotów do przyjęcia święceń. Pojechał tam jednak z nakazu rektora i swego spowiednika. W Kowieńskiej Katedrze, podczas uroczystości Zielonych Świąt, 14 maja 1912 roku biskup Kasper Felicjan Cyrtowt wyświęcił go na subdiakona. Przed samymi święceniami, już w katedrze, Michał doznał wstrząsającego przeżycia, które określi później jako widzenie Zbawiciela. Oto ujrzał w ołtarzu ubiczowanego Jezusa, który spojrzawszy na niego, wyrzekł słowa o noszeniu krzyża, nieodłącznym od naśladowania Go, a potem zaprosił do pójścia za sobą. Po latach wydarzenie to Michał Sopoćko odnotuje w swym „Dzienniku”: „Wreszcie udałem się do Kowna (w Wilnie nie było biskupa) i wciąż się wahałem. Przed samymi święceniami ujrzałem w ołtarzu ubiczowanego Chrystusa, który mi rzekł: „Weź Krzyż mój i idź za Mną! Poszedłem tedy i rzeczywiście wciąż dźwigam krzyż”.
W kilka tygodni po przyjęciu subdiakonatu odbyły się święcenia diakonatu – tym razem w Wilnie, w kościele seminaryjnym św. Jerzego, w którym to 10 czerwca 1912 roku biskup z Kielc Augustyn Łoziński wyświęcił Michała na diakona. Święceń kapłańskich udzielił Michałowi Sopoćce w dniu 15 czerwca 1914 roku w Wilnie biskup Franciszek Karewicz. Mszę świętą prymicyjną neoprezbiter odprawił 29 czerwca, w uroczystość św. Piotra i Pawła w Lebiedziewie, gdzie jego ojciec Wincenty Sopoćko zatrudnił się naonczas jako zarządca majątku.
Szczegół znamienny: o wyświęceniu na diakona i kapłana w późniejszych relacjach ks. Sopoćki zachowały się krótkie, lakoniczne wzmianki. Tamto wcześniejsze wstrząsające wydarzenie w Kownie, widzenie ubiczowanego Chrystusa przesłania mu późniejsze wrażenia.
Dziesiątki lat duszpasterstwa
W latach 1914-18 ks. Michał Sopoćko pracował jako wikariusz w Taboryszkach, w parafii obejmującej rozległy teren (liczyła ponad 6 tysięcy wiernych). Ożywił tam życie religijne, doprowadził do wybudowania kaplic w odległych miejscowościach – Miednikach i Onżadowie, zajął się organizowaniem polskiego szkolnictwa, zniszczonego wcześniej przez carską administrację, co też w nowych warunkach (pod okupacją niemiecką) nie było sprawą łatwą. Wiedzę swą pogłębiał następnie podejmując studia specjalistyczne z teologii i pedagogiki. Studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego zakończył w 1926 r. doktoratem.
Z uwagi na to, że w czasie wojny obronnej przeciw bolszewikom brak było kapelanów wojskowych – zgłosił się na ochotnika do duszpasterstwa w Warszawie. Po pewnym czasie jako kapelan zwrócił na siebie szczególną uwagę Józefa Piłsudskiego. Kapelanem wojskowym był w latach 1919-32 – z początku w Warszawie, potem w Wilnie. Od 1927 roku został zatrudniony na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie w Katedrze Teologii Pastoralnej i wykładał tam aż do zamknięcia Uniwersytetu w czasie II wojny światowej. W latach 1927-32 był ojcem duchownym alumnów Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Wilnie.
W 1933 roku został spowiednikiem i kierownikiem duchowym siostry Faustyny Kowalskiej. Pod wpływem objawień i wizji przyszłej świętej podjął się apostolstwa prawdy i kultu Miłosierdzia Bożego. Dziełu temu oddawał się do końca swego życia z ogromnym poświęceniem. W czasie okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej wciągnął się do akcji na rzecz ratowania prześladowanych Żydów, za co był pilnie poszukiwany przez Gestapo. Jak i wielu innych księży, udzielających pomocy Żydom, czekały go Ponary, ale szczęśliwie uniknął aresztowania, ukrywając się w podwileńskim Czarnym Borze pod opieką sióstr urszulanek. Doczekał tam ustąpienia Niemców i wrócił do Wilna, gdzie duszpastersko posługiwał do 1947 roku.
Od 1947 roku zamieszkał w Białymstoku, gdzie był profesorem w Seminarium Duchownym, które przeniesiono tu z Wilna. W 1962 roku przeszedł na emeryturę, ale jeszcze przez szereg lat duszpasterzował przy ul. Poleskiej. Zmarł w Białymstoku 15 lutego 1975 r. w opinii świętości.
Jeszcze za życia był uważany przez współczesnych za świętego kapłana. Zwłaszcza po jego powrocie z Warszawy do Wilna, gdzie niebawem zasłynął z szerokiego zakresu działalności. Ale miał takoż swoich adwersarzy, ludzi mu niechetnych, a nawet nieprzyjaznych. Z uwagi na to, że ten rozdział w jego życiorysie jest mało znany, a zasadniczo związany z Wilnem – pozwolę sobie historię tę niżej przedstawić.
Powrót do Wilna (bez zbytniego entuzjazmu)
Warszawę opuszczał z żalem. W swych „Wspomnieniach” napisze: „Sześć lat z przerwami przepędziłem w stolicy, przyzwyczaiłem się do okolic i ludzi i z pewnym żalem rozstawałem się z nimi. Jadąc na wschód zdawało mi się, że zjeżdżam z góry, a raczej zsuwam się do coraz niższych i groźnych terenów”.
Przeczucia go nie zmyliły. „Wilno, choć bliskie z młodzieńczych lat, jawiło mu się teraz – w porównaniu z Warszawą – jako miasto prowincjonalne, o wyraźnie niższym standardzie bytowym. Przełożeni nie zapewnili mu zakwaterowania. Sam musiał zatroszczyć się o znalezienie sobie mieszkania, a obowiązki, które mógł poznać w całości dopiero na miejscu, przekroczyły również jego oczekiwania. Nic więc dziwnego, że sytuacja, w którą wchodził, wywołała w nim uczucie zniechęcenia i przygnębienia” – skomentuje ten „rozdział” w życiu ks. Sopoćki jego biograf ks. Henryk Ciereszko.
Po drodze z Warszawy ks. Sopoćko zatrzymał się na jeden dzień w Grodnie, gdzie się spotkał z o. Maksymilianem Kolbe.
Odbudowa kościoła św. Ignacego – więcej przykrości niż radości
Do Wilna przybył 8 grudnia 1924. Zatrzymał się najpierw gościnnie w Domu Związku Dobroczynnego „Caritas”, po paru tygodniach otrzymał kwaterę przy parafii Ducha Świętego. Miejsce zamieszkania znajdowało się blisko kancelarii duszpasterstwa wojskowego, w tzw. Koszarach Ignacowskich, obok zniszczonego kościoła św. Ignacego.
Kierownictwo Rejonu Duszpasterstwa Wojsk w Wilnie, powierzone ks. Sopoćce, obejmowało swym zasięgiem Obszar Warowny Wilno, składający się z garnizonów w Wilnie, Nowej Wilejce, Podbrodziu oraz pułku w Berezweczu. Ogółem opiece duszpasterskiej podlegało 12 samodzielnych jednostek wojskowych, liczących łącznie ponad 10 tys. żołnierzy, a obsługiwało je zaledwie trzech kapelanów.
Najważniejszym problemem duszpasterstwa okazał się brak kościoła garnizonowego. Ks. Sopoćko, jako ksiądz kapelan wyniósł ten problem pod obrady „na najwyższym szczycie”. Powołano Komitet Odbudowy Kościoła Garnizonowego św. Ignacego; na czele Komitetu stanął sam wojewoda. Utworzono Wydział Wykonawczy Komitetu, przewodniczenie w nim powierzono dowódcy Obszaru Warownego, natomiast ks. Sopoćce wyznaczono funkcję nie do pozazdroszczenia – skarbnika.
Kościół św. Ignacego w długich latach zaboru carskiego, przejęty przez wojska rosyjskie, był kasynem oficerskim i uległ poważnej dewastacji. Praktycznie należało go dźwignąć niemal z ruin, bo do zachowania i wykorzystania przy odbudowie nadawały się tylko mury budowli. Na ich bazie należało zbudować kościół według całkiem nowego projektu.
Od tej pory na księdza Sopoćkę spadnie cały ogrom pracy, związany na domiar z ogromnymi przykrościami. Zaczęło się od prac wstępnych. Zlecono je, jak się później okaże, nieuczciwemu przedsiębiorcy. Sopoćko tymczasem kwestował po kościołach na rzecz odbudowy kościoła, organizował kwesty uliczne, loterie fantowe i in. Ciągle jednak brakowało środków w kasie odbudowy. Dotacje z Ministerstwa Spraw Wojskowych były nieregularne i stanowiły niewielki procent. Sopoćko nie zawahał się dwukrotnie poprosić o pieniądze Józefa Piłsudskiego – z pozytywnym skutkiem. Podobnie zwracał się z prośbą o dotacje na odbudowę do Marszałka Senatu RP. „Zaangażowanie i oddanie sprawie budowy ze strony ks. Sopoćki wyraziło się także poprzez wkład jego własnych dochodów i oszczędności. Pod koniec zwłaszcza prac i przy likwidacji długu przeznaczał na budowę całe swe dochody z pensji kapelana, profesora Seminarium i Uniwersytetu. Wtedy też przekazał na cele odbudowy swoją książkę „Rodzina w prawodawstwie na Ziemiach Polskich”, której egzemplarze rozprowadzano wraz z Odezwą Komitetu Odbudowy”. (Ks. Henryk Ciereszko).
Nadmiar obowiązków – wykłady na uczelniach, praca w Wydziale Wykonawczym Odbudowy i intensywne uprawianie publicystyki, działania na polu organizacji stowarzyszeń młodzieży katolickiej – wszystko to poważnie odbiło się na jego zdrowiu; zapadł na płuca. W lipcu 1928 omal nie stracił na tej odbudowie życia. Sam osobiście dozorował prace. Pewnego dnia przy sprawdzaniu rusztowań załamała się pod nim deska wraz z poręczą. Sopoćko spadł z wysokości 8 metrów głową w dół. Ocałał jakimś cudem, a mogło skończyć się tragicznie.
Sytuacja finansowa związana z odbudową kościoła była katastrofalna. Po zakończeniu prac pozostało do spłacenia kilkadziesiąt tysięcy złotych długu. „Ksiądz Sopoćko, który czuwał nad finansową stroną odbudowy, został posądzony o niesumienność, która miała się wyrażać w niezgodności sumy wypłacanej żołnierzom z zapisem na liście płac. Potrzeba było specjalnej interwencji Komisji Rewizyjnej, która wyjaśniła sprawę i uwolniła księdza kapelana od fałszywych oskarżeń”. (Ks. Henryk Ciereszko).
26 września 1929 r. poświęcono kościół i przekazano go do użytku garnizonu wileńskiego. Na uroczystościach obecny był prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawiciele władz cywilnych i wojskowych oraz licznie zgromadzeni wilnianie. Przewodniczący obrzędowi biskup K. Michalkiewicz, z powodu późnej pory ograniczył się jedynie do odmówienia krótkiej modlitwy upraszającej błogosławieństwo Boże nad świątynią. Ksiądz Sopoćko następnego dnia – z rana – sam dokonał pełnego obrzędu poświęcenia kościoła i odprawił pierwszą w nim Mszę świętą. Była to jego jedyna Msza święta tam odprawiona. W tym czasie ks. Sopoćko był już na urlopie wojskowym. W lipcu 1929, gdy prace przy odbudowie kościoła dobiegały końca, ks. Sopoćko, będąc od roku wykładowcą na USB i pragnąc bardziej oddać się pracy naukowej, poprosił biskupa polowego Galla o zwolnienie z wojska. Biskup jedynie połowicznie skłonił się do jego prośby, udzielając mu trzyletniego urlopu.
Duchowa formacja alumnów, problemy z innymi wychowawcami
Nominacja na ojca duchownego w Wileńskim Seminarium Duchownym była dla ks. Sopoćki wielkim zaskoczeniem. Arcybiskupowi Romualdowi Jałbrzykowskiemu jednak zależało na osobie ks. Sopoćki, niewątpliwie musiał doceniać jego postawę kapłańską i duchowe walory, skoro jemu powierzył tę funkcję.
Na temat funkcji ojca duchownego ks. Sopoćko pisał w swych „Wspomnieniach”: „Ojciec duchowny winien być dobrym kapłanem, mężem wypróbowanej cnoty i uczciwości, poważnym, roztropnym i ozdobionym wszelkiego rodzaju cnotami – człowiekiem, który by był zdolny przez swój przykład zachęcić alumnów do pobożności i cnoty oraz słowem i przykładem przewodniczyć im pod każdym względem. Przede wszystkim ma odznaczać się miłością, by ukochać swych wychowanków w Bogu, darzyć ich szacunkiem i zaufaniem, a w ten sposób zjednać ich zaufanie ku sobie, bez którego oddziaływanie wychowawcze jest prawie niemożliwe. Miłość serdeczna alumnów jest najlepszym środkiem wychowawczym”. Tak właśnie postępował i osiągał pożądane wyniki. Odnotuje to w swym „Dzienniku”: „Widziałem wpływ na alumnów i kochałem ich oraz czułem ich pod tym względem wzajemność”.
Nie obeszło się z tego powodu bez zgrzytów, kontrowersji z innymi wychowawcami seminaryjnymi na tle koncepcji formacyjnych ks. Sopoćki, o czym też on sam pisze w swych „Wspomnieniach”. Nie uważał siebie za wyrocznię. Odwrotnie. Uważał siebie za niewystarczająco przygotowanego do tego stanowiska, czynił wiele, by uzupełnić swą wiedzę.Chodziło mu głównie o pogłębienie znajomości ascetyki i mistyki. Bardzo ubolewał nad brakiem znajomości mistyki u kapłanów.
Na zdjęciach: podczas uroczystości Zielonych Świąt, 14 maja 1912 r., w Kowieńskiej Katedrze Michał Sopoćko został wyświęcony na subdiakona; w latach 1914-1918 ks. Sopoćko pracował jako wikariusz w kościele w Taboryszkach
(Dokończenie w następnym numerze.)