Aberracyjny świat polityki
Kończą się ostatnie dni sezonu ogórkowego w polityce krajowej. Coraz częstsze billboardy na ulicach miast ze znanymi podobiznami polityków przypominają przechodniom, że jesienią będą oni tym politykom potrzebni. Wszak 12 października mamy wybory. Nic niby nadzwyczajnego, wyborcom trzeba się przecież przypomnieć. Problemem jest jednak sposób przypominania się co poniektórych.
Można odnieść wrażenie, że niektórzy politycy nawet nie rozumieją, co chcieliby powiedzieć swym potencjalnym wyborcom. Gdyby było inaczej, to przecież znany polityk, do niedawna marszałek Sejmu, aktualnie minister ochrony środowiska Arturas Paulauskas nie rzucałby na swym plakacie hasła Zmuszamy władzę pracować. Każdy, nawet przeciętnie inteligentny, zrozumie bowiem takie hasło, jako przyznanie się Paulauskasa, że jak dotychczas tego nie udawało się (no bo władzą Paulauskas przecież jest). Pytanie, czy sam zainteresowany coś z tego rozumie?
Jest jednak jeszcze znacznie lepszy polityk na Litwie. Zuokas Arturas. Ten bez żadnych zahamowań odwalił sobie plakat rozmiarów XXL, który można by zatytułować na tle kolegów z własną personą prieš aky. Słowem plakatowy mąż stanu jak ulał, kandydat na premiera. Tylko czegoś mi na tym plakacie brakuje Aha, jak sobie przypominam, sąd nie tak dawno zobligował tego męża stanu do zamieszczania w ewentualnych przedwyborczych materiałach informacji, że był on skazany za korupcję. Pamiętamy słynną historię przekupywania Dremy itd. Musiałby więc plakat Zuokasa wyglądać trochę inaczej, no, powiedzmy, jak reklama papierosów. Piękny, sugestywny, zachęcający do konsumpcji wyrobów tytoniowych obrazek wszelako z podpisem u dołu przypominającym, że palenie bardzo szkodzi zdrowiu i nawet powoduje raka płuc.
Ktoś kiedyś bardzo trafnie sparafrazował hasło wyborcze pewnego liberała Po pierwsze gospodarka dopisując do niego sugestywną końcówkę: a po siódme nie kradnij!. Czyż nie pasowałoby to uzupełnienie niektórym naszym politykom?
To tylko kilka świeżych przykładów sprzed właściwej kampanii. A czego możemy spodziewać się już niebawem, kiedy wyborcza karuzela rozkręci się na dobre. Prawie w ciemno można zakładać się, że konserwatyści (po ostatnich aliansach konserwatyści i spółka nacjonalistycznego planktonu) przypomną, że Ruscy dotychczas nie wystawili Wilnu czek na 80 miliardów. Wiadomo, straty za okupację muszą być wyrównane. Tylko dlaczego konserwatyści sprawy nie załatwili w czasie, kiedy sami rządzili? Oto jest pytanie, powiedziałby klasyk.
Tym razem w ciemno nie stawiałbym na inne hasło konserwatystów, te z poprzednich wyborów o historycznym zwycięstwie nad Polakami na Wileńszczyźnie. Landsbergis pluje sobie zapewne w brodę do dzisiaj z powodu historycznego zwycięstwa, o którym tak pechowo marzył. Panie europarlamentarzysto, prosimy o kolejne hasło z tej serii! Wybory już prawie na nosie
Przed 12 października ciekawie zapewne będzie na lewicy. W duchu współczesnej Europy, gdzie w wielu krajach różnego rodzaju komunistów, trockistów, marksistów, maoistów choć na pęczki licz, również na Litwie doczekaliśmy się swego frontu. Tutaj potencjalna różnorodność haseł jest tak duża, że hej. Paleckisowi juniorowi, który tak zawzięcie walczył z oligarchami w swej macierzystej partii socjaldemokratycznej (za co zresztą został z niej wywalony), chciałbym jednak jedno hasło klasyka polecić szczególnie. Czyżby źle pasowało partii o wszystko mówiącej nazwie Frontas hasło wyborcze Jesz ananasy i riabczikow żuj, dien twoj poslednij prichodit burżuj. Moim zdaniem, wyborcy Frontasu będą od takiego hasła w pełnym odlocie.
Skoro jesteśmy już przy hasłach z tamtych świetlanych czasów, to chciałbym państwu przytoczyć historię jeszcze jednego słynnego łozunga. Otóż, Breżniewowi udało się wymyślić hasło na miarę wyzwań jego czasów, jak sam zresztą uważał. Hasło brzmiało Ekonomika dołżna byt ekonomnoj. Realiści tamtych czasów hasło przywódcy jednak lekko skorygowali wyrzucając z niego ostatnie słowo.
Czy dzisiejsi politycy nie mają w swych sztabach wyborczych realistów?
Konrad Piasecki