Powiew przedwyborczej jesieni
Trwa I etap kampanii wyborczej na kolejną kadencję do ław sejmowych. Zgodnie z określeniem Głównej Komisji Wyborczej początkowy etap rozpoczął się z dniem 2 kwietnia br., t.j. od zatwierdzenia przez Sejm daty wyborów. Obecnie trwa okres rejestracji kandydatów, formowania składu komisji dzielnicowych i okręgowych, który zostanie zakończony 8 września. II etap to okres agitacji wyborczej. Potrwa on od 8 września do godziny 1 w nocy 12 października, odkąd ma obowiązywać cisza wyborcza. Wreszcie III etap to podsumowanie wyników, rozliczenia partii politycznych itd.
Na posiedzeniu 30 lipca GKW zatwierdziła rekomendacje, dotyczące reklamy politycznej w środkach masowego przekazu. Również artykuł 45. Ustawy o wyborach do Sejmu RL niby wyraźnie określa terminy rozpoczęcia kampanii wyborczej. Tym bardzie więc dziwne jest, że już kilka miesięcy wcześniej na ulicach zaczęły pojawiać się plakaty i bilboardy o treści jednoznacznie promującej określone siły polityczne. Niemal na każdym stołecznym przystanku socjaldemokraci deklarują dozgonną troskę państwa o ludzi: Už valstybes rupesti žmonemis! Z bilboardu pięknie uśmiecha się pani minister rolnictwa, nawołując być razem, rzecz jasna z partią chłopską. Na tej komitywie chyba dobrze ostatnio poznali się producenci mleka, ale o ich protestach na bilboardach się nie wypisuje. Wzdłuż szos pojawił się wysiew wizerunków mężów opatrznościowych z troską w oku o dobro mieszkańców Litwy. Pewien eksmer nawet zamawia w prasie płatne publikacje, sugerujące, że jego partia zna sposoby, by ukrócić ceny na ogrzewanie w stolicy. Czego się nie zrobi, byle nie zostać zapomnianym przez elektorat.
Tak więc stoper maratonu przedwyborczego został włączony już przed startem. W pierwszych szeregach znaleźli się socjaldemokraci, liberałcentryści, liberalni demokraci, partia chłopska. Ciekawe tylko, skąd mają takie ogromne pieniądze? Czyż nie nasuwa to przypuszczenia o ich zagrywkach z kręgami biznesowymi?
Dziwne też byłoby, gdyby na naszym rodzimym podwórku obeszło się bez niespodzianek. Mieliśmy już partyjkę ze skorumpowanym działaczem, radnego, handlującego mandatem. Czy teraz ma być inaczej? Raczej, nie. Pewna posłanka-wędrowniczka, która przez 4 lata posłowania w wileńsko-szyrwinckim okręgu, łagodnie mówiąc, w sprawach powszednich dla swych wyborców nie zdziałała nic, a i obecnością własną nie raczyła ich zaszczycać, raptem przejawiła oznaki aktywności. Skoro do wyborów pozostało 2 miesiące, znalazła raptem czas na złożenie wizyty w Duksztach, Mejszagole, a nawet na odwiedzenie kościoła.
Wszelako nasi wyborcy nie są głupi, by dać się nabrać na tego rodzaju chwyty. Dobrze wiedzą, że los zdrajców zawsze był i będzie ten sam: więcej, niż na ułamki procentu liczyć nie mogą. Ale w interesie partii litewskich, wciągających ich na swoje listy, jest zdobyć chociaż te ułamki.
Teraz polskie zorganizowane środowisko i organizacje, szczególnie prężnie reprezentujące się w ciągu ostatnich lat działalności, ma największe szanse, by przekroczyć narzucony 5-procentowy próg, wygrać w 3-4 okręgach i mieć swoją 7-8-osobową frakcję w Sejmie RL. Da to możliwość pokazać naszym przeciwnikom, że stanowimy realną siłę i z nami należy się liczyć. Tym bardziej, że za niespełna rok będziemy mieli wybory do Parlamentu Europejskiego.
Czesława Paczkowska