Codzienność... aktualna
Problemów nie likwiduje się, ale mnoży
Ku końcowi zbliża się rok, który miał być rokiem sprawiedliwości dziejowej. Ziemia, las, łąki zabierane mieszkańcom przed blisko 60 laty do kołchozów, miały być zwrócone żyjącym jeszcze prawowitym właścicielom lub ich dzieciom czy wnukom. Do nowego roku już pozostało niewiele czasu, natomiast jakoś nie słychać tego uroczystego oświadczenia, że sprawa ma się ku końcowi.
Jeżeli chodzi o sam proces zwracania tych dóbr, szczególnie w Wielkim Wilnie i przylegających do niego okolicznych gminach, to, niestety, przypomina on trochę zmaganie się z horyzontem. Zmierzasz, człowiecze, z całych sił ze stanowczością i uporem wieśniaka ku temu horyzontowi (nazwijmy tak nieodzyskaną ziemię, na której pracowałeś w pocie czoła w latach wczesnej młodości), a horyzont wciąż się oddala. Aż wreszcie po kilkunastu latach z przerażeniem się dowiadujesz, że dobra twoje już są w rękach godniejszych od ciebie przybyszy, albo z jakiegoś powodu nie podlegają zwrotowi. Powiedzą ci: szukaj ziemi gdzieś indziej. Co w praktyce oznacza niemal, że szukaj wiatru w polu. Bo gdzież ta bezpańska ziemia jest? Tym bardziej, że przeprowadzających się z daleka nad Wilię pełno we wszystkich gminach, a zwłaszcza w sąsiedztwie ze stolicą.
A oto jeszcze perełka od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Litewskiej W sprawie powołania nowych samorządów. Czyli, swego rodzaju rozkułaczanie rejonu wileńskiego. We wschodniej jego części miałyby powstać dwa samorządy-liliputy w Niemenczynie i Kowalczukach, których zdolność działania samodzielnego, gdyby ewentualnie do tego doszło, okazałaby się chyba więcej niż żałosna. Według tych zamiarów gminę mariampolską należy złączyć z Jaszunami, a część gmin rejonu dołączyć do samorządu miasta Wilna. Niezgadzanie się Rady samorządu rejonu wileńskiego na kolejną reformę (bo mieliśmy już jedną 11 lat temu, kiedy to Wielkie Wilno pochłonęło ponad 10 tys. ha ziemi z rejonów wileńskiego i trockiego), jest w pełni uzasadnione. Ale nas, wieśniaków, oprócz tego niepokoi, czemuż to reformatorom tak pilno, żeby kolejną dużą część rejonu wileńskiego przekazać pod opiekę samorządu miasta Wilna? Czemu akurat teraz? Ano, w czasie, gdy uwaga byłaby zwrócona na ewentualną reformę, niejednemu z nas mogłaby wymknąć się nieodzyskana jeszcze ziemia.
A los naszych dzieci i wnuków, uczących się w szkołach polskich, czemu by miał być obojętny? Mamy świeże jeszcze wspomnienia o wypadku w szkole jerozolimskiej, gdy samorząd miasta Wilna podjął decyzję, że w tamtejszej szkole polsko-litewskiej powinny być polskie klasy 11 i 12, co jest całkiem naturalne. A jednak na tę wiadomość na rodziców klas litewskich jak i nauczycieli niby kto wrzątkiem lunął: natychmiast zaskarżyli decyzję w sądzie. No a sąd, jak można było spodziewać się, wydał orzeczenie na korzyść skarżących się i grupę naszych kilkunastolatków ze szkoły jak zdmuchnęło. W szkole tej uczyli się ich rodzice i dziadkowie, a wnukom już fora ze dwora. Uczniowie rozeszli się do innych polskich szkół, w niemałej odległości od domów.
Czy nie najwyższy już czas zaprzestać jednostronnego deptania Traktatu polsko-litewskiego? Podpisanego przez prezydentów A. Brazauskasa i L. Wałęsę. Nie wykluczone, że wkrótce do Wilna może przybyć polska grupa parlamentarna. Nasi wybrańcy powinni chyba z nimi konkretnie pomówić o naszych bolesnych problemach. A wtedy ich przybycie może okazać się wreszcie prawdziwie roboczą wizytą. A nie towarzyskimi pogaduszkami, jak już nieraz bywało.
Adam Andrzejewski,
rejon wileński