Wybitny gitarzysta
Niedawno minęła 120. rocznica śmierci wybitnego polskiego gitarzysty Marka Sokołowskiego.
M. Sokołowski urodził się w 1818 roku w Żytomierzu, w rodzinie rolnika. Od dzieciństwa uskarżał się na wątłe zdrowie, atmosfera w domu, zresztą, również nie była zbyt przyjazna. Wrażliwy chłopak czuł się szczęśliwy wówczas, gdy mógł słuchać wykonywanej muzyki czy też pieśni. Znalazłszy w komorze domu zapomnianą przez kogoś gitarę, sześcioletni brzdąc bardzo się nią zainteresował. Nastroiwszy instrument tak jak umiał, począł na nim grać, przebierając palcami struny i wydobywając z nich różne tony. W okolicy nie znalazł nikogo, kto by mógł nauczyć go gry na gitarze, zaufał więc własnej intuicji i słuchowi, stawiając pierwsze kroki w kierunku muzycznych bezbrzeży.
W wieku 10 lat rozpoczął naukę gry na fortepianie, wówczas też nauczył się grania z nut.
Gdy rodzice przenieśli się do Berdyczewa, oddali Marka do gimnazjum w Żytomierzu. Tam też dostrzeżono, że chłopiec jest nadzwyczaj uzdolniony muzycznie. Gimnazjum nie ukończył, ponieważ rodzinie brakowało środków do życia. Nauczyciele doradzali mu, by zaczął uczyć się gry na skrzypcach, gdyż, jak twierdzili, instrument ten jest bardziej dźwięczny i popularny. Nie wiadomo, z jakich jednak powodów skrzypce go nie pociągały. Zaczął wówczas grać na wiolonczeli, chciał bowiem wypróbować wszystkie instrumenty strunowe. Dla wątłego chłopaka wielogodzinne próby na stosunkowo dużym instrumencie były jednak zbyt uciążliwe.
W tym samym czasie poczuł też, że wywołujące dreszcz emocji brzmienie gitary potrafi delikatniej i przyjemniej oddziaływywać na jego słuch. Pozostał więc z nią, przylgnął do niej całym jestestwem i nigdy jej już nie porzucił.
W porównaniu z innymi donośniej brzmiącymi instrumentami gitara zdaje się być bardziej poetycka, gdyż struny wibrują znacznie subtelniej. Pasowała zatem jak ulał do wrażliwego i lirycznego M. Sokołowskiego.
Trzeba podkreślić, że rozkwit popularności gitary przypada na epokę romantyzmu. Jej rzewne akordy poruszają najgłębsze zakamarki duszy i serca. Oprócz tego, gitara daje szerokie pole do improwizacji, to również wymarzony akompaniament dla romansów i wyrazistej deklamacji. Wybitna francuska harfistka Mad de Gentis powiedziała swego czasu: "Żaden instrument nie dorównuje gitarze w akompaniowaniu romansom".
Z tego właśnie powodu gitara stała się tak popularna wśród poetów, artystów lub po prostu ludzi wrażliwych, lubujących się w spotkaniach pod lipą bądź przy kominku. W takich chwilach jej brzmienie cieszyło serca i uszy zarówno kobiet jak i mężczyzn.
Przypomnijmy, w I połowie XIX wieku wielu wybitnych kompozytorów, wśród nich C. Weber, F. Schubert, H. Berlioz, N. Paganini, komponowało utwory na gitarę - pieśni, serenady, fantazje..
Pisarz, kompozytor i malarz F. Hoffman miał powiedzieć: "Muzyka jest najbardziej romantyczną ze wszystkich sztuk, rzec by nawet można... jedyną prawdziwie romantyczną". Żadna inna sztuka nie przenika tak w głąb duszy, nie wyraża tego, czego się nie da wyrazić słowami; to, czego nie sposób przedstawić na obrazie, jest w stanie uczynić jedynie muzyka, ponieważ oddziaływuje na nasze odczucia poprzez dźwięki i melodie. Jako że brzmienie gitary różni się od innych instrumentów, więc również oddziaływuje ona zupełnie inaczej.
Zdarzyło się swego czasu, że wraz z innymi jeńcami w ręce piratów wpadł pewien gitarzysta. Zwrócili nań uwagę mówiąc: "Zagraj nam coś pięknego, zobaczymy czegoś wart". Gitarzysta wykonał rzewną pieśń o ojczyźnie, za którą tęskni i do której chce powrócić. Piraci wysłuchali i rzekli: "Będziesz szczęśliwym jeńcem".
M. Sokołowski był wybitnym samoukiem. Nikt zawodowo nie uczył go gry na gitarze. Wrażliwy słuch, dążenie do coraz piękniejszego i płynnego brzmienia oraz nieustanny wysiłek przywiodły go na same szczyty sztuki dźwięków.
Spędzał długie wieczory pochylony nad gitarą, ćwicząc utwory innych kompozytorów i gitarzystów w poszukiwaniu własnego indywidualnego stylu, wyuczoną zaś melodię powtarzał po kilka razy lubując jej brzmieniem. Znajomi i przyjaciele słuchając, jak przenikliwie gra, jak czysto i rzewnie brzmi gitara w jego rękach, nie posiadali się z zachwytu. Doradzali mu, a nawet zachęcili do występów na scenie po to, by również inni mogli go usłyszeć oraz by muzyk zarobił w ten sposób na życie.
I oto pewnego majowego wieczoru roku 1841 w Żytomierzu zostaje zorganizowany pierwszy koncert Marka Sokołowskiego, który, a propos, cieszył się ogromnym wprost powodzeniem. Po nim przez pewien czas koncertował w różnych miastach na prowincji, nauczył się być bardziej swobodny przed publicznością, obcować z ludźmi, gdyż z natury był typem samotnika-odludka.
Po kilku latach ćwiczeń i intensywnej pracy, nabrawszy większej pewności siebie, w roku 1846 wyruszył koncertować do Moskwy. W tej bowiem metropolii potrafiono słuchać i doceniać. Popularność dosięgła go już w roku następnym po koncercie, który wykonał na sześciostrunowej gitarze hiszpańskiej.
Mimo iż było wielu takich, którzy sądzili, że mieszkańcy Moskwy nawykli do głośno brzmiących instrumentów, nie przyjdą na koncert stosunkowo "cichej" gitary, to jednak słuchaczy stawiło się tylu, że sala im. N. Rimskiego- Korsakowa nie mogła wszystkich zmieścić.
I oto sześciostrunowa gitara hiszpańska przy wtórze fortepianu brzmi tak wyraziście i lirycznie, że nawet ci ze słuchaczy, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do możliwości gitary, zdali sobie sprawę, że cicho brzmiący instrument może dźwięczeć tak pięknie, może tak zauroczyć.
O popularności M. Sokołowskiego w Moskwie możemy sądzić na podstawie takiego oto faktu - w 1854 roku na jego koncert przyszło około 400 osób, co w owych czasach było ogromną rzadkością.
W 1856 roku ze względu na pogorszenie się stanu zdrowia M. Sokołowski udał się na kurację do Austrii, gdzie zetknął się z gitarą nowego typu konstrukcji wybitnego lutnika Johanna Scherzera. Instrument ten różnił się od klasycznej gitary hiszpańskiej tym, że była to gitara dziesięciostrunowa, z dwoma gryfami, podwójnym dnem oraz z przednią sprężyną do wzmocnienia rezonansu. Za tę gitarę na specjalistycznym konkursie w Brukseli J. Scherzerowi została przyznana główna nagroda.
Wybitny niemiecki muzykolog E. Oettinger nazwał gitarę takiej właśnie konstrukcji harfogitarą. M. Sokołowski, który nie był do końca zadowolony z posiadanego dosyć słabo brzmiącego instrumentu, natychmiast docenił dzieło J. Scherzera i nabył instrument.
Poczuł, że nowoczesna gitara stwarza nowe możliwości wyrazu. Zaczął ćwiczyć, wydobywając coraz to nowe tony. Odtąd koncertował już na harfogitarze.
W 1858 roku wyruszył w podróż po krajach europejskich.W Krakowie chciał zagrać dla mieszkańców tego miasta, jednak ówczesne władze austriackie (Kraków w owym czasie był pod zaborem Cesarstwa Austro-Węgierskiego) nie wydał zezwolenia na występ w obawie, że koncert gitarzysty może wywołać nastroje powstańcze.
W Wiedniu brzmienie gitary M. Sokołowskiego oceniono wysoko - koncertował w filharmonii i konserwatorium. Został odznaczony dyplomem dla najlepszego gitarzysty Europy.
Wspomniany już muzykolog E. Oettinger pisał: "Granie M. Sokołowskiego poruszy nawet kamień, takie było wyraziste i uduchowione".
Na początku roku 1859 M. Sokołowski przybył do Warszawy. Koncert odbył się w Teatrze Wielkim. Prasa dużo o nim pisała, wychwalając jego talent i porównując do słynnego polskiego gitarzysty Stanisława Szczepanowskiego (1814-1878), który z ogromnym powodzenie koncertował w Paryżu, Londynie, Madrycie, Krakowie, Warszawie, Wilnie, Petersburgu, Bukareszcie, Warnie, Konstantynopolu, Kairze...
Warszawiacy byli dumni i cieszyli się, że oto obok postaci wybitnego. Szczepanowskiego pojawił się jeszcze jeden znakomity gitarzysta.
W tymże roku 1859, w maju M. Sokołowski przybył z koncertami do Wilna. Jego występy powitano owacjami. Należy zauważyć, że dla wrażliwego M. Sokołowskiego Wilno było szczególnie bliskie sercu, przywoływało bowiem w pamięci wybitnych poetów, pisarzy, patriotów, chlubnych filomatów i filaretów: A.Mickiewicza, T. Zana, I. Domejkę, J. Czeczota oraz innych, którzy lubili spędzać wolne chwile na łonie przyrody, świętując imieniny, majówki, śpiewając pieśni przy akompaniamencie gitary. Z tej też przyczyny gitara w rękach M. Sokołowskiego brzmiała jakoś bardziej lirycznie, bardziej wyraziście, koncerty zaś witane były burzą oklasków.
Powstanie Styczniowe, ciężkie i tragiczne narodowowyzwoleńcze walki Polaków i Litwinów z zaborcą, późniejsze prześladowania, areszty, egzekucje, wywózki na Sybir raniły serce M. Sokołowskiego, nadwątliły jego zdrowie. Odtąd struny jego gitary brzmiały z nutkami bólu i smutku.
To właśnie mogli wyczuć również słuchacze innych krajów, do których udawał się z koncertami. Po występie w Dreźnie wspomniany już muzykolog niemiecki E. Oettinger pisał: "Jeżeli w niebie słuchają muzyki, to żaden inny instrument nie wyrazi tak dokładnie smutku, nostalgii, uniesień, jak potrafi to uczynić gitara M. Sokołowskiego".
Wybitny polski gitarzysta koncertował w wielu dużych miastach i stolicach europejskich: Paryżu, Londynie, Wiedniu, Mediolanie, Berlinie, Hamburgu, Brukseli, Lipsku, Poznaniu, Lwowie. Niektóre miasta odwiedzał nawet po kilkanaście razy. M. Sokołowskiego zapraszali do siebie na różnego rodzaju uroczystości przedstawiciele arystokracji wielu krajów, wybitni działacze państwowi. Grywał dla książąt, hrabiów, szlachciców, bywał na salonach, gdzie jego grą zachwycali się dostojni goście. Jakież to były wieczory, ile znajomości tu się nawiązywało!
M. Sokołowski był człowiekiem dobrego serca. Mimo iż dotarł na szczyty sławy, pozostał człowiekiem prostym, oddanym serdecznej przyjaźni. Z wysokich honorariów, które otrzymywał za koncerty, sobie zostawiał mało, wyłącznie na skromne utrzymanie. Pomagał chorej matce oraz ubogim krewnym, wspierał uczących się muzyków, osoby biedne.
Wielu znawcom gitary gra M. Sokołowskiego przypominała grę wybitnego włoskiego gitarzysty M. Ferrantiego (1802-1878), który wyróżniał się nadzwyczaj delikatnym i melodyjnym wyrazem dźwiękowym.
W natchnionych rękach M. Sokołowskiego gitara brzmiała nadzwyczaj wyraziście. Krytycy muzyczni z Polski, Litwy, Francji, Austrii, Włoch, Anglii, Niemiec, Rosji i wielu innych krajów wychwalali talent gitarzysty, określając go w samych superlatywach.
W oparciu o wspomnienia, recenzje osób mu współczesnych możemy wyciągnąć wniosek, że samouk M. Sokołowski poprzez ciężką pracę i ćwiczenia osiągnął doskonałość gry na gitarze, jakiej naonczas ani w Polsce, ani na Litwie nikt nie miał.
Z utworów przezeń skomponowanych należy wymienić etiudy, walce, polonezy, mazurki, Na szczególną uwagę zasługuje popularny niegdyś i często w Paryżu grany mazurek "Idźmy dalej". Popularnością cieszyły się również kompozycje wykonywane w salonach "Wspomnienia ze Szkocji', "Walc brylantowy", "Reverie". Gitarzysta bardzo często grywał na bis.
Zdaniem muzykologów, kompozytor M. Sokołowski nie był jednak tak utalentowany i wyrazisty jak gitarzysta M. Sokołowski, ubóstwiany w całej Europie.
W roku 1877 M. Sokołowski przeniósł się do umiłowanego Wilna. Zamieszkał u przyjaciół, koncertował, uczył innych gry na gitarze. Z najlepszą swą przyjaciółką-gitarą i z Wilnem pożegnał się 25 grudnia 1883 roku.
Pochowany został na Rossie, obok przyjaciela - Władysława Syrokomli .
Gdy odwiedzamy na tym historycznym cmentarzu groby osób wybitnych, nie omijajmy również miejsca wiecznego spoczynku wybitnego gitarzysty, połóżmy kwiatek, oddajmy w myślach cześć jego pamięci, wspomnijmy dobrym słowem. Bezgranicznie oddany nastrojowej i lirycznej muzyce Marek Sokołowski zasłużył na wielki szacunek.
Antanas Preibys